Grzegorz Mrozowski nie żyje. Zmarł w kwiecie wieku. Naprawdę trudno w to uwierzyć. Nie poddawał się. Walczył dzielnie, walczył długo. Przez wiele lat zmagał się ze śmiertelną chorobą, otoczony miłością wspaniałej żony, dzieci, rodziny, bliskich, przyjaciół i kolegów. Ale i w tym przypadku, nowotwór okazał się silniejszy. Grzegorz był wspaniałym ojcem, doskonałym przyjacielem, społecznikiem.
Przez wiele lat zasiadał w Radzie Powiatu Brzeskiego. Wybierany przez setki mieszkańców, cieszył się autorytetem u kolegów radnych. Jego merytoryczne wypowiedzi, takt, kultura osobista sprawiały, że należał do grona z jednej strony najaktywniejszych samorządowców z drugiej najbardziej lubianych. Radnym był nie dla zaszczytów, diety, kontaktów, ale dlatego, że miał duszę społecznika. Pomagał wielu osobom, chciał po sobie pozostawić coś w Iwkowej, Gnojniku czy w Czchowie. Udzielał się także w parafii, był Szafarzem Najświętszego Sakramentu, wspierał szkołę, w której uczyły się jego dzieci.
Grzegorza poznałem przed kilkunastoma laty. Pracował wtedy w jednej z iwkowskich firm drogowych. Kilka razy byłem u niego w domu, dziesiątki razy na przysłowiowej kawce w firmach, w których pracował jako specjalista – menadżer, a ostatnio jako wiceprezes zarządu Zasada Trans Spedition. Nawet, jak na niektóre sprawy mieliśmy inne poglądy, potrafiliśmy spierać się na argumenty, a nie inwektywy. Oczytany, znał się nie tylko na ekonomii i logistyce, ale także historii, polityce, naukach społecznych. Człowiek o wielkim sercu, wielkim zapale, wielkim duchu. Wojownik – w dobrym słowa tego znaczeniu.
Kiedy do Domu Ojca Naszego odchodzi osoba w kwiecie wieku, zastanawiamy się dlaczego. Ilekroć to robimy, tylekroć nie znajdujemy jednak odpowiedzi na to pytanie. Dziwimy się, zastanawiamy, ale nie jesteśmy wstanie zrozumieć zamiarów Stwórcy. Jakieś jednak plany wobec niego miał. Ciężko pisze się takie słowa o człowieku, który miał zaledwie 49 lat.
Nam wierzącym, nie pozostaje nic innego jak ufać, że Grzegorz już trafił do Domu Ojca Naszego, ufać że kiedyś i My tam trafimy. Dlatego, nie mówię żegnaj Grzegorzu, ale do zobaczenia.
Mirosław Kowalski